X

Nie jeden by się zdziwił jak zachowania myszy podobne są do ludzkich. Typowa mysz, podobnie jak typowy czowiek, w ogóle nie zdaje sobie sprawy w jakim szczęśliwym jest położeniu. Dla myszy laboratoryjnej, eksperymentator jest w roli boga wszystkowiedzącego i wszechmogącego, a mysz, jak to zwykle z myszami bywa, jest bezsilna (i tu w sensie metafizycznym mysz także jest dobrym modelem człowieka w stosunku do boga i wszechświata).

 Myszy ekserymentalne, które poddawane są bardzo drobnym zabiegom ograniczającym się do zastrzyków podskórnych strzykawką insulinową (taką samą jaką cukrzycy używają codziennie), po zaledwie kilku dniach znoszą to bardzo dzielnie, bez szemrania. W końcu to jedynie drobny i chwilowy dyskomfort zupełnie nieporównywalny np. z bólem związanym z wizytą u dentysty czy choćby depilacji woskiem.  Zupełnie jak ludzie nic nie mają przeciwko temu byle tylko dostać wodę, jedzenie i mieć czysto w klatce, można liczyć na pełną współpracę z ich strony. Jednak myszy zaangażowane w doświadczenia krótkotrwałe zazwyczaj nie mają okazji by przywyknąć i taka mysz otrzymująca zastrzyk po raz pierwszy i drugi, nawet jeśli jest już myszą dobrze oswojoną i nawet doświadczoną na swój sposób, zachowuje się jakby ją żywcem ze skóry obdzierano. Rozmiar paniki i dramatu rozgrywającego się w zetknięciu z taką myszą jest zadziwiający. Zawsze wtedy myślę, mała myszka, nawet nie docenia jakie ma szczęście, że nie bierze udziału w doświadczeniach, gdzie wstrzykują pod skórę substancje wywołujące ból by testować leki przeciwbólowe, albo nie jest dziką myszą która prędzej czy później zadusi kot lub która złapie się w łapkę na myszy albo co najgorsze naje trutki, warfaryny która zabija powoli i boleśnie powodując masywne wylewy wewnętrzne, hemolizę i śmierć w męczarniach. Ale mysz nic o tym nie wie, nie ma pojęcia jakie ma szczęście, ze trafiła w moje ręce i że jako bóg dla niej, ja staram się być dobrym bogiem. Cieszy mnie myśl, że ja jestem myszą, która wie w jakiej jest dobrej sytuacji, bo inne myszy uwierzcie mi, miały dużo mniej szczęścia.

Pracuję w obrębie kompleksu szpitalnego, codziennie przechodzę przez hol szpitalny i choć nie pracuję z pacjentami, widuje ich codziennie. Choćby jedząc obiad gdy wyglądam za okno, widzę okna szpitala onkologicznego. Wielką ścianę okien z łóżkami – z dziećmi, starcami, ludźmi w kwiecie wieku. Przechodzę przez hol i widzę ludzi na wózkach inwalidzkich, podpierających się laskami, młodych i starych. I widzę ich rodziny i przyjaciół  ich odwiedzających. Czasem się śmieją, czasem płaczą, ale najczesciej widać na ich twarzach strach i zmęczenie. Wszystkich – i pacjentów i rodzin. I wtedy myślę, ja tu jestem tylko w pracy, to mój dzień powszedni, tak się cieszę, że nie muszę tutaj być w ich roli, tak się cieszę.

 To mój dzień powszedni. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj… To przez lata nabrało znaczenia. Chleba naszego powszedniego, nic więcej nie chcę, niż żeby było jak zwykle. Jak zwykle dobrze, jak zwykle jakoś to jest, przecież nie było tak źle do tej pory,  jest dobrze jak jest, niczego więcej nie pragnę.

autor: Bogna Ignatowska-Jankowska

cykl: Made by Bogna

blog: Porozmawiajmy o Tobie

Nie musisz przechodzić przez wszystkie trudności sama/sam.

Umów się na konsultacje

Zadzwoń:

+44 7958 025519 (UK)

Adres e-mail:

konsultacjepsychologiczne.uk@gmail.com

Covid 19:

We continue to offer consultation services via telephone and online platforms

 

 

Nie czekaj umów się na wizyte on-line